Translate

TEKSTY

(...)Zastosowane przez Wojciecha Domagalskiego w cyklach  * [2008], TLV [2014] i Nowe sytuacje [2015] wyodrębnianie i izolowanie elementów struktury architektonicznej, a także ich przesłanianie wpisuje zastosowane przez artystę metody w praktykę alegoryka. 
W pierwszym z wymienionych zestawów mamy do czynienia z zupełnie innym widokiem „z mojego okna”, niż ten stworzony przez Józefa Robakowskiego. Choć cykl grafik Domagalskiego i eksperymentalny film Robakowskiego łączą zarówno subwersywne podejście do rzeczywistości, jak i – w przypadku niektórych grafik z cyklu – lokalizacja pierwowzoru w Łodzi. Film Robakowskiego ujawniał siłę montażu wizualno-słownego, dekonstruując wiarę widza w „dokumentalny” zapis filmowy. Grafiki Domagalskiego stanowią subtelną dekonstrukcję mechanizmów postrzegania i zapamiętywania. Wymazane budynki, które niemal dosłownie wgryzają się w wąski skrawek nieba, lewitujące w pustce neutralnego tła boisko, wreszcie odwrócony do góry nogami, pokryty napisami chodnik, to nie indeksowa rejestracja rzeczywistości, choć wszystkie obiekty zostały utrwalone na fotografiach, lecz matryca pamięci. Konkretne przestrzenie i fragmenty zaobserwowane z pracownianych i uczelnianych okien przekształcają się w okruchy wspomnień, swobodnie dryfujące i rotujące. Artysta, wykorzystując technikę montażu (cięcie, częściowe wklejenie, rotacja), tworzy wizualny ekwiwalent wspomnień, stara się dociec ich istoty, próbuje oswoić ich immanentną fragmentaryczność. 
Cykl TLV to impresja z pobytu w Tel Avivie. Dziwna to jednak podróż przez miasto. Wojciech Domagalski buduje ją poprzez wyjęcie z kontekstu poszczególnych obiektów architektonicznych. Obiektów, dodajmy, szczególnych, takich, które same w sobie stanowią już rodzaj dekonstrukcji i rekonstrukcji przestrzeni miejskiej. Wyodrębnione, „wycięte” 
z przestrzeni budynki są przesłonięte siatką rusztowań i folii budowlanych lub zasłonięte gigantycznymi banerami reklamowymi. Sposób ich prezentacji obnaża nie tylko fałszywość totalnego obrazu miasta, ale także możliwych sposobów postrzegania tkanki urbanistycznej. Zasłonięte i wyjęte z pierwotnego kontekstu przekształcają się w symbole tego, co sytuuje się na granicy pomiędzy dekonstrukcją (dokonaną przy pomocy narzędzi montażowych – cięcia i inżynieryjnych – rozbiórka) i rekonstrukcją (montażowego wklejenia w neutralne tło i inżynieryjnego zabiegu wzniesienia nowego lub renowacji starego budynku). Przesłonięcie pozbawia je tożsamości, niszczy ich indywidualny rys, sprowadza do geometrycznej formy. Ich wizualne spłaszczenie, nieuchronny efekt „cięcia” i „wklejenia”, odbiera im realność, przesuwając je w obszar symbolicznego obrazu zapisanego w pamięci wędrowca. 

W Nowych sytuacjach Wojciech Domagalski stosuje zabieg z pozoru przypominający ten z TLV, jednak to tylko powierzchowne podobieństwo. Uchwycone w obiektywie budynki nie zostają pozbawione tła. Wydaje się, że tym razem artysta nie wycina ich z pierwotnego kontekstu, a jednak przyglądając się im podświadomie odczuwamy niepokój. Czy to, na co patrzymy jest dokumentalną rejestracją przestrzeni miejskiej? Kto tak naprawdę zasłonił w całości lub we fragmentach poszczególne fasady? Ekipa remontowa? Artysta? Co kryje się pod folią? Skąd bierze się to uczucie niepokoju? Wojciech Domagalski na swój sposób dekonstruuje tu „wiarę w rzeczywistość” przypisaną fotografii. Oglądając poszczególne prace z cyklu, zwłaszcza te, w których widać niezidentyfikowane formy ukryte pod budowlaną folią, nieustannie przychodził mi na myśl znakomity horror zatytułowany Audition/Gra wstępna zrealizowany pod koniec lat 90. XX wieku przez japońskiego reżysera Takashi’ego Miike. Źródłem największego niepokoju, by nie powiedzieć paroksyzmu lęku, jest w nim... worek, w którym uwięziona została postać. Napięcie buduje rzecz jasna nie sam przedmiot, ale sposób jego wprowadzenia w przestrzeń kadru. Podobnie jest z grafikami Wojciecha Domagalskiego – niemal podświadomie boimy się momentu odsłonięcia tego, co kryje się pod plandeką. Kompozycję tych grafik można przyrównać do kategorii montażu wewnątrzkadrowego, w którym napięcie buduje się na osi relacji pomiędzy poszczególnymi planami, bądź pomiędzy pojedynczymi obiektami umieszczonymi w przestrzeni kadru. W tym przypadku całe fragmenty przestrzeni miejskiej – a nie pojedyncze budynki – zostają przez artystę wyodrębnione i zawłaszczone. Wciąż jednak pozostaje w odbiorcy lęk. Czy artysta na pewno panuje nad wyodrębnioną przestrzenią? Czy wziął ją jak Demiurg w posiadanie? A może przeciwnie – staje się ona przez swoją izolację jeszcze bardziej nieujarzmiona? „Ożywia się” na nowych zupełnie zasadach, których nie opanuje już żaden najbardziej nawet precyzyjny plan zagospodarowania przestrzennego?(...)

Marta Anna Raczek-Karcz
Mediacje z Medium,
ISBN: 978-83-65220-03-5, 978-83-948531-2-9 

Kraków 2017




(…) W pracach Domagalskiego– mimo używania fotografii – widać zainteresowanie nie relacjonowaniem świata, lecz jego kreacją poprzez proces zasłaniania i odsłaniania rzeczywistości. Zasłonięte np. płachtami reklamowymi budynki czy „ambalaże” remontowanych budowli lub „wykadrowana” przestrzeń miejska to nie tylko opis anektowania wspólnej ikonosfery przez świat reklamy lub zwykłych działań właścicieli budynków, ale i paradoksalny „kokon”, z którego może wykluć się coś, czego jeszcze nie było. Potencjalność pojawienia się czegoś nowego łączy się z poczuciem straty, które nie wynika bynajmniej z nostalgicznej tęsknoty za dawnym czasem, ale ma swoje źródło w kontekście historycznym 
i sytuacji społecznej zarówno we współczesnej Polsce, jak i na świecie (cykl TLV dotyczy Tel Awiwu w Izraelu). W każdym razie bijący z grafik Domagalskiego nastrój melancholii i smutku nie jest przytłaczający.
W prezentowanych pracach pojawia się wiele odniesień do przeszłości i awangardowej fotografii – zarówno na poziomie ikonografii miasta, jak i kompozycji plastycznej – począwszy od Neues Sehen (Nowe Widzenie/Nowa Fotografia) z kręgu radzieckiego konstruktywizmu i niemieckiego Bauhausu, gdzie fotografie zmuszały widza do konfrontacji z obrazami, które nie są łatwo rozpoznawalne jako elementy rzeczywistości. Służył temu też fotomontaż oraz bardzo mu bliskie środki filmowe rodem z kina niemego, gdzie zamiast zbliżeń zaczerniano winietą kadr, by zwrócić uwagę widza na ważny element akcji (nie wspominając o współczesnym maskowaniu scenografii i używaniu blue i green screenu).
Dla jednego z teoretyków fotomontaż na zasadzie maksymalnego kontrastu oddziałuje nieoczekiwanym rozmieszczeniem i zróżnicowaną skalą. [...] oddaje dynamikę życia, rozwija tematykę przedmiotu. [...] kształtując jednocześnie szereg elementów formalnych, jak zdjęcie, barwa, hasło, linia, płaszczyzna, zmierza ku osiągnięciu możliwie największej siły wyrazu. Zdjęć używa się w nim jako sztuki odtwarzającej, a zarazem jako części składowej zintegrowanej całości (Gustaw Kłucis, Fotomontaż, [w:] Artyści o sztuce..., dz. cyt., s. 310.) Fotomontaż to wyraz idei miasta dynamicznego, gdzie na zasadzie skali odrzuca się klasyczne kanony proporcji i perspektywy w sztuce europejskiej, a dzieje się to w czasach, kiedy ten sposób myślenia przychodzi wraz z zainteresowaniem kulturą Japonii. Prace Domagalskiego z ich eksponowaniem pustych przestrzeni mogą, a nawet powinny, być osadzone także i w tej tradycji.
W tradycyjnej estetyce japońskiej pusta przestrzeń jest symbolem braku przywiązania do doczesności. Kontemplacja tak przedstawionej przestrzeni pozwala wyjść myślami poza codzienność i materialność ludzkiej egzystencji, dostrzec piękno w tym, co nietrwałe (Por. Beata Kubiak Ho-Chi, Estetyka i sztuka japońska. Wybrane zagadnienia, Kraków 2009.). Poczucie nietrwałości tego świata jako typowy dla Japonii klasyczny ideał piękna ulotnego, tak odległy od wzorców sztuki europejskiej, nie oznacza tutaj pochwały biernej postawy, ale raczej pogodzenie się z tym, co nieuchronne, a także zachwyt i zadumę nad zwyczajnymi rzeczami i sprawami. Często kruchymi przedmiotami codziennego użytku, bo wszystko, co towarzyszy ludziom, jest wątłe niczym materiały zakrywające budynki i rusztowania widoczne w cyklach Miejscami oraz TLV. (…)
Pustka nie jest czymś negatywnym, przynosi bowiem wyzwolenie od wszelkich intensywnych doznań, a tym samym od cierpienia. Pozbawiona ludzi i elementów przyrody pusta przestrzeń ukazuje być może przełomowe momenty dla kogoś, równocześnie objawiając nieciągłość między człowiekiem a otaczającym go światem. Być może Domagalski pragnął wyrazić poczucie straty, z jaką żyje całe pokolenie ludzi, nie mogących dopasować swoich wspomnień do ciągle zmieniającego się świata. Co znamienne, fotografia wcale w tym pojedynku z czasem nie pomaga, być może bardziej zasłania niż utrwala. Świadczy o tym współczesny zanik pamięci wizualnej – tu unaoczniony przez partie kompozycji zasłonięte lub niejako pokryte mgłą.

Ponadto mamy do czynienia ze zwykłą banalnością życia w wielkim mieście, która przywodzi równocześnie na myśl postać i sposób patrzenia Benjaminowskiego flaneura, który przemierzając kolejne „pasaże” miasta, spogląda szczególnym wzrokiem na zachodzące zmiany. Może dlatego miasto to galeria bez godzin otwarcia, zmieniająca wystawę i jej oświetlenie w zależności od pory dnia. Czasem dzieła sztuki powstają bez udziału żadnego artysty (cytat użyty w książce unikatowej Domagalskiego pt. Tu 2010). Czasem potrzeba artysty takiego, jak Domagalski, by nas zaskoczył widok tego, co nas otacza.

Adam Trwoga
Mediacje z Medium,
ISBN: 978-83-65220-03-5, 978-83-948531-2-9 
Kraków 2017



(...)Wojtek Domagalski jest grafikiem, absolwentem ASP Warszawa, oprócz plakatu, ilustracji, czy grafiki użytkowej zajmuje się malarstwem, a niekiedy także instalacją. Dla większości jego obrazów punktem wyjścia jest pejzaż, koncentruje się na nim, i bada przede wszystkim morfologię szerokich powierzchni, bardzo różnych: a więc lotnisk, trawników, miast widzianych z lotu ptaka, wody i jej głębin, ale ostatecznie zawsze powierzchni obrazu. Z początku wydaje się ona oczywista, lecz właśnie przez drobne odchylenia, rysy, ślady czy subtelne obramowania okazuje się problematyczna. Domagalski skrótowo i sygnalnie wydobywa ukryte aspekt, wymiary i niuanse. Powstaje w ten sposób bardzo skoncentrowane malarstwo, gdzie lapidarność i zwięzłość plakacisty konkuruje z głęboką wrażliwością kolorystyczną i wyobraźnią przestrzenną. Owocuje to przedziwnymi syntezami: formy są w zasadzie abstrakcyjne, lecz bardzo czytelnie zakorzenione w potocznej widzialności. Świat tworzony niuansami, czasami samymi blikami, czy fakturami. Moim zdaniem to malarstwo stanowi świetne antidotum na furie kształtujące naszą dzisiejszą aktualność. Jego podstawowym przekazem jest bowiem, to co w sztuce najcenniejsze, czyli obdarowuje spokojem, który otwiera oczy, kiedy choćby na moment nie musimy zamykać ich, czy mrużyć z przerażenia czy gniewu. (...) To jeden z najbardziej wartościowych, moim zdaniem, malarzy młodego pokolenia.(...)

Sławomir Marzec
Kulturalne Rekomendacje, 
Program II Polskiego Radia
13.10.2016


Trawestując najpłodniejsze hasło polskiej krytyki ostatnich lat: Wojtek Domagalski jest zmęczony. Ścislej rzecz biorąc – zmęczony kształtem obiegu najmłodszej sztuki, stylistyką nadrealizmu, pop-banalizmu i innych -izmów. W jego malarstwie nie ma ani śladu postaci Kapitana Ameryki, ani śladu inspiracji modnymi rysunkami Henry Dargera, ani śladu poststrukturalizmu. 
Co w takim razie wypełnia płótna Domagalskiego? Gra w przesłanianie i zasłanianie. Marginesy, przeświecenia, faktura wielu warstw farby - tym wszystkim Domagalski komunikuje, że obraz jest tylko konwencją, jego odczytanie, a nawet forma jest dynamiczna. 
Z modnych współczesnych twórców Domagalskiemu najbliżej do działań Przemka Mateckiego. Myślę, że kiedy Matecki będzie miał 65 lat, będzie malował jak Domagalski, a Domagalskiego mamy już teraz!(...) 

Anna Theiss 


Oswajanie tajemnicy 

Niemożność pełnego poznania wiąże się najczęściej z uczuciem nieustającego niedosytu i niepewności, a nawet lęku. Obecność tajemnicy, która wykracza poza nasze zmysły sprawia, że nasze „Tu i Teraz” nigdy nie jest do końca określone i oswojone. Niepewność świata i siebie najczęściej uwiera i drażni, paradoksalnie może jednak również fascynować sprawiając, że każdy najdrobniejszy, najbardziej nawet trywialny okruch rzeczywistości zyskuje wartość bezgranicznego mikrokosmosu ukrytych wartości. W sztuce obszar ten był od dawna źródłem niewyczerpanej inspiracji. Tak też pozostaje do dziś. Dla artystów niedoskonałość poznawcza danych nam zmysłów stanowiła i stanowi doskonały pretekst do wkroczenia w obszar tajemnicy. W akcie tym szczególnego znaczenia nabiera rozpoznanie i uzmysłowienie sobie specyficznego stanu zawieszenia lub raczej częściowego ujawniania się tajemnicy, gdy to co oczywiste miesza się z tym, co pozostaje jedynie w sferze domysłów, niedomówień. W tym stanie nasza świadomość poddawana jest nieustannej próbie, co w sposób naturalny zmusza do głębszej refleksji. Ten specyficzny stan rozpostarcia pomiędzy wiedzą i tajemnicą w szczególny sposób eksplorują dwaj łódzcy artyści: Wojciech Domagalski i Teodor Durski. W ich pracach, choć różniących się znacząco od siebie pod wieloma względami, znaleźć możemy ślady podobnej fascynacji tajemnicą obecną w otaczającej nas rzeczywistości. 
Uwikłanie artysty w niedopowiedzenia otaczającego świata wyraźnie widać w pracach Wojciecha Domagalskiego. Jego graficzne cykle, Tu, In situ, Miejscami i TLV mają w sobie wiele z reporterskiego notowania rzeczywistości, w którym twórczy podmiot staje się tak naprawdę jedynym pewnym punktem odniesienia. To dzięki niemu, niedopowiedziane, rozpływające się we mgle czy przesłonięte półprzezroczystą membraną obrazy rzeczywistości można do pewnego stopnia oswoić przynajmniej tak, by nie budziły poznawczego lęku lecz melancholię chwilowego fragmentarycznego kontaktu. Choć w budowanym przez artystę świecie frenetycznych obrazów sam człowiek w zasadzie się nie pojawia, to jest on zawsze domyślnym ich bohaterem. Występuje tu w podwójnej roli: narratora-demiurga ujawniającego przed widzem nowe oblicze otaczającej rzeczywistości oraz symbolicznej siły sprawczej, która tę rzeczywistość tak naprawdę nieustannie kształtuje. We wszystkich wymienionych wyżej cyklach graficznych przebija się wyraźne zainteresowanie Domagalskiego okruchami ludzkiego habitatu, formowaną przez człowieka i na jego potrzeby ikonosferą rzeczywistości. Wychwycone migawką fotograficznego aparatu fragmenty rzeczywistości, stygmatyzowane są ludzkim działaniem i obecnością. Artystę nie interesują jednak jej oczywiste i dookreślone obszary. Jego uwagę przyciągają umykające zazwyczaj percepcji stany nieostrości, niedopowiedzenia, ukrycia czy zasłonięcia. Proponowana przez Domagalskiego wizja świata pełna jest melancholijnej tajemnicy, chwilowości. Wyczuwalna jest tu dojmująca świadomość niemożności poskładania w logiczną całość obserwowanych okruchów rzeczywistości. By nie pozostać zupełnie bezsilnym artysta próbuje na swój sposób oswoić tajemnicę, znaleźć dla niej odpowiednie punkty odniesienia. 
Zgodnie ze słowami Domagalskiego najstarszy cykl jego prac zatytułowany Tu jest efektem „godzin spędzonych na obserwacji krajobrazu z okien pociągu relacji Łódź-Warszawa”. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu spędził podróż z czołem przyklejonym do okiennej szyby. Dla mnie osobiście był to często jedyny sposób na wyzwolenie się z ciasnej rzeczywistości przedziału. 
W szklanej membranie zawsze mieszały się dwa światy - pozorny będący refleksem stałej rzeczywistości wnętrza i nieustająco zmieniający się zewnętrzny. W pracach Domagalskiego płaszczyzna druku zdaje się pełnić właśnie taką rolę. Odpowiednio skrojone fragmenty rzeczywistości uchwyconej migawką aparatu łączą w sobie dwa wspomniane wyżej światy, żaden z nich nie może jednak zyskać konkretnego wymiaru. Taka synteza sprzyja niedopowiedzeniu, ciągłemu zacieraniu obrazu prawdy. Tytułowe Tu może się więc odnosić do kontekstu poczynionej obserwacji, poszukiwania stałych wartości w świecie zmiennym, niedającym się w pełni rozpoznać. Rozmyte, migawkowe ujęcia kolejnych kompozycji Tu uświadamiają wyjątkowe doświadczenie czucia czasoprzestrzeni. Ujawniają jeszcze jeden stały, aczkolwiek niepozwalający się w żaden konkretny sposób dookreślić określić obszar rzeczywistości. Jest nim niebo. 
Nieco inną wizję niedopowiedzenia i tajemnicy prezentuje cykl In situ. W rozbielonych płaszczyznach dopiero po chwili dostrzegać zaczynamy zarysy drzew, słupów, domostw. Nasz wzrok poprawnie czyta kształty i większe formy, gubi się natomiast podczas próby rozpoznania detalu. To co wydawało się czytelne okazuje się nieokreśloną plamą. Dominująca jednolita płaszczyzna nieba jest jedynym stałym odnośnikiem. Dochodzi do swoistego odwrócenia ról. Niematerialne i nieskończone pozwala konstytuować się na nowo materii. To ze śnieżno-powietrznego niebytu wyłaniają się okruchy rzeczywistości. Choć namacalne nie mogą się one jednak w pełni wyzwolić z kreowanej bielą przestrzeni. 
O ile w kompozycjach In situ przedmioty zasymilowane zostały niemal całkowicie z bielistą przestrzenią, to w pracach noszących tytuł Miejscami ludzkie konstrukcje przesłonięte zostały półprzezroczystym woalem srebrzystobiałej farby. Powstała w ten sposób membrana zadziałała podobnie jak mgliste powietrze w poprzednim cyklu, jednak tu wyraźnie widać rozdzielność dwóch światów. Woal przesłania ale nie jest zdolny do wchłaniania. Stanowi barierę między widzem i przedstawionym obiektem. Działa niczym opakowanie, które stało się głównym motywem w pracach z kolejnego cyklu autorstwa Domagalskiego. 
Grafiki noszące wspólny tytuł TLV stanowią poetycką refleksję na temat Tel Avivu. Artysta buduje tu swoistą ideową mapę miasta, w której nie chodzi o konkretne lokalizacje, lecz o oddanie charakteru dynamicznych zmian tętniącego życiem miasta. Opakowane, czy obudowane rusztowaniami budynki kryją w sobie tajemnicę zachodzących w czasie przeobrażeń. Trudno jednoznacznie określić jak są one ukierunkowane, które kurtyny kryją przyszłe architektoniczne byty, które natomiast znamionują niechybny koniec żywota budowli. Kreowany w pracach obraz utrwala czasowy stan zawieszenia, metamorfozy, generuje tym samym retoryczne pytania o ukrytą prawdę. 
Niemal wszystkie prace Domagalskiego krążą wokół stanu napięcia między percepcją i pamięcią, niemożnością pełnego zobaczenia a kreatywną wyobraźnią, chwilą a nieustannym upływem czasu. 
W rozgrywkach tych konkretne miejsca, obiekty, fragmentaryczne obrazy tak naprawdę są odbiciem nas samych, naszych zmagań z rzeczywistością i ograniczonych możliwości poznania i rozumienia otaczającego świata. 
(...) 
Grafiki Domagalskiego i Durskiego wydają się prezentować dwa zupełnie odmienne światy. Po części jest to prawda. Istnieje jednak między nimi wyraźny łącznik, a jest nim specyficzny stosunek obu artystów do tajemnicy, niedookreślenia, nierozstrzygalności. Ta niepozorna nić buduje pomost powinowactwa znoszący różnice formalne, strategie obrazowania, czy nawet przedmiot obrazowania. 

Sebastian Dudzik
Zeszyt nr 4
ISBN 978-83-6142463-5
Domagalski/Durski
24.10 - 27.11.2014
Galera Koszarowa 19, Katowice


Domysły, wątpliwości

Trzy płaszczyzny: czegoś, zasłony tego czegoś i zasłony zasłony. 
Co odsłania w umyśle widza zasłonięcie zasłony? Mnóstwo pytań, niepokój, rozważanie, domysły. 
Najpierw pytania: Dlaczego nie widać pierwszej przyczyny niewidzenia? Czy pierwsza zasłona jest nieszczelna, niecałkowita i dlatego została zasłonięta drugą zasłoną? 
A także: Co kryje się za pierwszą zasłoną? Możemy się domyślać, jednak tego nie wiemy. 
A także: Czy pierwsza zasłona ma jakąś wartościową/niewartościową cechę? I jeśli tak, to jaka ona jest? Czy druga zasłona ma ją ukryć, by widz jej nie widział? Czy jej istnienie ma wywołać domysły? 
Niepokój i rozważania: Co ta gra ma zrobić z widzem? Czy widz atakowany jest w jakimś celu? I w jakim? Jak ma się zachować? Czy powinien zaprzestać rozważań, uznać swoją niemożność odsłonięcia zasłony? Co tu jest ważne, co jest punktem ciężkości – która warstwa? Widz nie może być tego pewien. Może jedynie patrzeć na to, co widać i może nie powinien rozważać, co mógłby zobaczyć pod spodem? A czy jest jakiś spód? 
Domysły jak warstwy: Czy warstwy są po to, by próbować je w wyobraźni odsłaniać, czy może po to, by uświadomić sobie konieczność poprzestania na tym, co dane? Jeśli widz szuka czegoś pod spodem – wchodzi w świat domysłów, niedopowiedzeń, wątpliwości. Jeśli patrzy bezpośrednio, bez domysłów – obraz staje się czystą zmysłowością. 
Jeśli szuka tego, co pod spodem – to, co zmysłowe zostaje przesłonięte przez wyobraźnię i myślenie pojęciowe. Przesłona odtwarza się w widzu. 

Tadeusz Walentowicz
Malarstwo, grafika, plakat 
1 - 30.03.2012 
PJATK, Wydział Sztuki Nowych Mediów, ul.Koszykowa 86, Warszawa


Świtanie ma kolor srebrny 

Srebrny prostokąt - to wcale nie niewinna figura, ale płaszczyzna, która wymusza realny gest. Na przykład skrobania paznokciem, jak w loteryjnej zdrapce (znajdź trzy podobne symbole). Albo wyciągnięcia ręki i zbadania faktury, jak 
u supermodnego nowojorskiego malarza Jacoba Kassaya, który zamienia obrazy w lustrzane powierzchnie o strukturze płótna (aż chce się wyczuć sploty palcem). U Wojtka Domagalskiego srebro nie wymusza ruchu ręki, ale wysiłek oka. Bo oto pod srebrną powierzchnią majaczy drugi, jakby znajomy obraz. Trochę jak w snach - znany, niby bliski, a trudny do nazwania. 
W srebrnej poświacie dopatrujemy się rysunku drzewa, rusztowania, znajomego skrzyżowania ulic, ale konkretów brak. Podobnie jak w sennym marzeniu, moment, w którym już mamy na końcu języka, co to za miejsce i co to za historia, co chwilę się przesuwa i oddala. Patrzymy głębiej, dłużej, pod zmiennymi kątami, ale poznanie wcale nie jest bliżej. Tytułowymi "miejscami" jakby coś nam świta, ale przecież na posrebrzonym papierze widzimy przede wszystkim miejsca prywatne, wewnętrzne. Rzutujemy na to srebrne pole własne wyobrażenia, a nie konfrontujemy się ze spójną i zamkniętą wizją narzuconą przez artystę. Co to znaczy? Jedni pod srebrnym polem zobaczą kwadrat, inni koło, a obie wersje będą uprawnione. W schronieniu, które daje srebrne pole, wszystkie procesy patrzenia są możliwe. 
Miejscem, które dla Wojtka Domagalskiego iskrzy najbardziej, jest styk przesłoniętego i zasłony - nie tylko na papierze, ale i w przestrzeni miejskiej. Pracując nad "Miejscami" najpierw tropił styki aparatem - fotografował to wszystko, co można nazwać "miejską kotarą" - billboardy, rusztowania, folie w polskich i europejskich miastach. Później zasłonił powstałe kadry jeszcze raz, w procesie sitodruku. To trochę tak, jakby na papierze oddać logikę kształtowania współczesnej przestrzeni miejskiej. By pojawiło się coś nowego, inna miejska jakość, na chwilę trzeba miejsce zasłonić. Podobnie z ludzkim okiem - by mogło odkryć nowe obszary, potrzebuje pracy w zaciszu. 

Anna Theiss 
Domagalski | Miejscami
16.12.2011 - 13.01.2012
Galeria Pod Podłogą, ul.Krakowskie Przedmieście 62, Lublin


(...)Laureat II nagrody regulaminowej, Wojciech Domagalski to stary znajomy, który w 2009 roku otrzymał nie tylko Grand Prix, ale też siedem nagród regulaminowych w ciągu całej, XVI edycji konkursu. Tym razem artysta zdobył zaledwie dwie nagrody (za listopad i grudzień) za prace z cyklu Miejscami. Są to tajemnicze, rozmyte pejzaże miejskie pełne magii i metafizyki. Interesująca jest zmiana emploi artysty – od abstrakcyjnych, mocno osadzonych w przestrzeni form geometrycznych do wizyjnego pejzażu. Jednak we wszystkich jego pracach widzimy tę samą potrzebę uchwycenia „tożsamości miejsca, ale też rytmu, symetrii czy struktury [...] kontrastu świata realnego z abstrakcyjną, dwuwymiarową płaszczyzną papieru”, a punktem wyjścia jest „tkanka miasta, przestrzeń, która poddana zostaje subiektywnemu oglądaniu” (wypowiedź artysty w Katalogu XVI edycji Konkursu Grafika Warszawska, 2009, s. 10-11).

Anna Żakiewicz
Grafika Warszawska 2011
8 - 30.03.2012
Galeria Test, ul.Marszałkowska 34/50, Warszawa


Port to miejsce ze starego porządku - rozległe, umiejscowione topograficznie, sprzęgające w sobie wiele różnych energii i kierunków. W dzisiejszych warunkach w dodatku obarczone sentymentalną nutką - porty wyludniają się, w siłę rosną lotniska. Ten trudny i grożący wywrotką materiał wziął na warsztat Wojtek Domagalski, pracując nad "Portem". Ale cykl jego obrazów nie ma nic wspólnego z serią odbarwionych nadmorskich pocztówek, które za długo leżały na sklepowej witrynie. 
"Port" Domagalskiego jest intelektualny i formalny. 11 płócien młodego malarza opowiada o samej sztuce - o zmaganiach z kompozycją, o pejzażu jako malarskiej konwencji. Pierwsze, co widać na płótnach Domagalskiego to kolor - błękitny, ciemnogranatowy, czarny. A to w roli głównej, a to jako element podstępnie ingerujący w płótno - jako wąski pas wbiegający na powierzchnię obrazu. To kolor w wersji bezkompromisowej, grubo nałożony i ujawniający swoją malarską naturę. Tu nie ma wątpliwości, jak artysta pociągał pędzel, jak przebiegała fizyczna praca. Ale - wróćmy do tego wątku - gra Domagalskiego dopiero rozpoczyna się na powierzchni płótna. Żeby docenić ją w pełni, trzeba wejść w jego głąb. Zupełnie dosłownie. "Port" malowany jest warstwami, co czasami Domagalski ujawnia z pełną siłą, pozwalając zerknąć na fragmenty poprzednich warstw. Kiedy indziej konfrontuje widza z monokolorową powierzchnią, w której tylko struktura sygnalizuje, że pod spodem toczy się życie. Artysta żongluje warstwami, zasłania, przysłania i sugeruje odpowiedź - prawdziwa kompozycja "Portu" odbywa się w czasie. Na obrazy z tego cyklu trzeba patrzeć nie tylko jak na trójwymiarowe obiekty, które powstawały przez kilkanaście miesięcy. Jeśli założymy, że każda z warstw pod spodem - których nie znamy, albo znamy je tylko we fragmentach - wydarza się równocześnie z tą, która zakończyła powstawanie pracy, zaczyna się pasjonująca gra. Czy obraz może być wewnętrznie sprzeczny? Jaką rolę w tym projekcie odgrywa widz? Jak objąć poznaniem taką pracę?Domagalski stawia te pytania i zaprasza do "Portu". 
To prawdopodobnie najbardziej niezwykłe pejzaże, jakie widzieliście. 

Anna Theiss 
Domagalski | 120x140
15.04 - 31.05.2011
Pracownia Duży Pokój, ul.Koszykowa 24/12, Warszawa 


25. marca zapraszamy do galerii FabryStrefa na otwarcie długo oczekiwanej w Łodzi wystawy najnowszych prac Wojtka Domagalskiego. Znajdą się na niej dwa cykle: „Tu” i „Port”. Łączy je, nurtujący artystę, uniwersalny problem malarstwa: jak zawrzeć w logice obrazu – logikę oglądanego świata.
Cykl „Tu” to efekt godzin spędzonych na obserwacji krajobrazu z okien pociągu relacji Łódź-Warszawa. Pejzaż, oglądany jedynie przez moment, jest wysoce niewygodny. Aby go przedstawić, malarz musi opierać się na wspomnieniach. Pomocą może służyć fotografia: pozwala ona uchwycić migawkowy zapis otoczenia, choć często efekt daleko odbiega od rzeczywistości. Utrwalone zostają smugi światła, niewyraźne kształty, sylwety obiektów. Choć obraz zostaje zarejestrowany, to wciąż dokładna lokalizacja pejzażu pozostaje niemożliwa do ustalenia. Ratunkiem okazuje się „tu”. To właśnie „tu” pozwala naszemu „ja” na opanowanie niepokojów. Wyzwala nas z przymusu precyzji. Nie wymaga podania długości i szerokości geograficznej lokacji, o której myślimy. Zawsze nam towarzyszy i jest zdolne określić każde miejsce, jeśli tylko tego zapragniemy. Wojtek Domagalski użył „tu” jako tytuł swojej pracy dyplomowej. Składają się na nią grafiki oparte na dokumentacji fotograficznej. Pozornie abstrakcyjne, w istocie są pejzażami, w których zredukowano wszystko z wyjątkiem płaszczyzny nieba. Towarzyszy im książka artystyczna, która jest intrygującą grą ze słowem, pojęciem i obrazem. „Tu” Domagalskiego pokazywane było w kameralnej krakowskiej galerii Postrpolex („Tu”, 2010) oraz w Warszawskim terminalu lotniska im. Fryderyka Chopina („Coming Out”, 2010). Kolejnym przystankiem jest Łódź, ale na tym nie koniec. Specjalnie na wystawę w FabryStrefie zostały przygotowane pocztówki z reprodukcjami grafik. W ten sposób „Tu” pokona kolejne granice.
W cyklu „Port” artysta bada morfologię malarstwa. Punktem wyjścia ponownie jest pejzaż – cykl przedstawia wodne akweny. Za pomocą tradycyjnych środków malarskich artysta buduje na powierzchni płótna kompozycję pełną ukrytych elementów, niuansów kolorystycznych, blików światła. Paradoksalnie nie mamy do czynienia z abstrakcją, ale przeciwnie – z silnym związkiem z rzeczywistością. Mimo to odbiorcy trudno jest stwierdzić, czy widzimy pejzaż z perspektywy zdjęcia lotniczego, czy są to podwodne impresje czy może obraz powierzchni morza. Intuicyjnie szukamy punktu odniesienia, który niczym kompas wskaże nam prawidłowy tok rozumowania. Poszukujemy podziałów, różnic i detali. „Port”, podobnie jak „Tu”, dotyka zagadnień związanych z miejscem: w jaki sposób skojarzyć z miejscem coś tak jednorodnego jak podmorskie głębiny czy tafla morza? Czy rzeczywiście obraz może skierować nas do właściwego miejsca?

Błażej Filanowski 
Domagalski | TuPort
25.03 - 9.04.2011 
Galeria FabryStrefa, ul.Piotrkowska 138/140, Łódź


Bohater remont. Wojtek Domagalski Pod Podłogą

Przypadkiem się złożyło tak, że wystawa komponuje się nam z tym co jest na zewnątrz - śmieje się Lucyna Mazurek, która prowadzi Galerię Pod Podłogą. Na grafikach: osnute srebrną mgłą rusztowania i budynki zasłonięte siatką zabezpieczającą. Od ulicy: mniej więcej podobny widok - powiewające folie i biało-czerwona taśma. Pałac Morskich, gdzie mieści się galeria, przechodzi remont. Do 13 stycznia macie czas zobaczyć wystawę Wojtka Domagalskiego. Potem Pod Podłogą przejściowo zawiesza działalność. - Remont pałacu potrwa do pierwszych miesięcy 2013 roku. Skrzydło z galerią idzie na pierwszy ogień, więc mam nadzieję, że uda nam się szybciej reaktywować - mówi Lucyna Mazurek - cieszymy się z remontu, bo wilgoć zaczynała już dawać się we znaki pracom. W Pod Podłogą goszczą ostatnio młodzi artyści. Wcześniej - Michał Kawalec i Kamil Zaleski (jego grafiki powstały z cukru i czekolady). Wojtek Domagalski (ur. w 1984 r.) ma na koncie kilka nagród. M.in. Nagrodę im. Ireny i Adama Gawlikowskich, Nagrodę Muzeum Historycznego i Grand Prix Roku Prezydenta m.st. Warszawy. Z okazji swojej poprzedniej wystawy "Warszawa i ja" Wojtek Domagalski stworzył tymczasową galerię. Prezentowała cykl plakatów dedykowanych warszawskiemu śródmieściu. Jego wizja była bardzo subiektywna, mieszała elementy topografii z czystą fikcją. W cyklu "Tu" pokazał przysłonięte niebo widziane z różnych miejsc. Jakich? Tego nie sposób określić. Prace w galerii Pod Podłogą są mieszanką dwóch technik - druku cyfrowego i serigrafii. Puntem wyjścia dla "Miejsc" były fotografie zrobione w różnych europejskich miastach - budynki przykryte folią, czy bilbordy. Srebrna farba drukarska pełni rolę zasłony, przywodzi też skojarzenia z lustrem. Architektura ukryta pod fałdami tajemniczego materiału przestaje być głównym bohaterem. Staje się anonimowa. Resztki miejskich świateł czy szyldów stają się zupełnie odrealnione i wkomponowują się w otoczenie - niebo czy fragment ulicy. 

Sylwia Hejno
Dziennik Zachodni, 25 grudnia 2011


„Tu” oznacza „miejsce” - najbliższe, proste, konkretne. Wojtek Domagalski w swoich graficznym projekcie bierze na warsztat tę z pozoru spójną kategorię i rozkłada ją na czynniki pierwsze. Czy „tu” może się przemieszczać? Prace Domagalskiego powstały w biegu – bazą dla nich są proste snapshoty, pstryknięte z okna pociągu. Smugi światła, fragmenty nieba, obserwowane w ruchu elementy polskiej drogi – trakcje kolejowe, słupy wysokiego napięcia – te elementy artysta wykorzystał do swojej artystycznej gry z teorią przestrzeni. Na obrazy „realnego” świata Domagalski nałożył inny porządek – dwuwymiarowej powierzchni papieru. Szara płaszczyzna dookreśla przesunięte, dynamiczne obrazy, zawęża pole widzenia, sprowadza wielką, dynamiczną przestrzeń do miejsca. Im mniej obszaru, tym więcej miejsca. Jak dokonuje się ta redukcja – czy to osobisty wybór czy przypadek? - Okrojenie przestrzeni ze swojego kontekstu daje możliwość opowieści o podróży, rytmie i symetrii trakcji, monotonii pejzażu PKP – opowiada o cyklu swoich prac Domagalski. Białe ramki prac sugerują nie formę graficzną, ale fotografię – rodzaj pamiątki z podróży. „Sowy nie są tym, czym się wydają” – twierdzili bohaterowie serialu „Miasteczko Twin Peaks”. Miejsca też. Domagalski kontynuuje swoje studia nad wieloznacznością tej kategorii w aneksie do wystawy – książce o przestrzeni, w której błyskotliwa, humorystyczna analiza antropologicznych tekstów łączy się ze świetną grafiką. 

Anna Theiss
Domagalski | Tu
5 - 30.07.2010
Poster Polex Pop-up Gallery, ul.Sławkowska 16, Kraków


Migawki z podróży donikąd

Świetna wystawa Wojtka Domagalskiego „Tu” to inteligentna zabawa z kategorią miejsca, wyzwanie rzucone antropologicznym frazesom, a przede wszystkim świadectwo wielkiego talentu i poczucia humoru artysty.
Artyści lubią mówić o miejscu. Kuratorzy też. Ledwie rok temu Adam Budak związany z Kunsthaus Graz przygotował w zrujnowanym łódzkim pałacyku Ludwika Grohmanna doskonałą wystawę „ Anabasis. Rytualny powrót do domu” - pokaz prac o kategorii miejsca zorganizowany w niezwykłym miejscu. Później międzynarodowy pokaz o terytorium, obszarze i zmianach zgrabnie ukręciły kuratorki z CSW Znaki Czasu w Toruniu.
Teraz podobne działanie odbywa się w skali mikro - w jednej z krakowskich kamieniec swój projekt o miejscu pokazał Wojtek Domagalski, tegoroczny absolwent warszawskiej ASP, tytułując go z prostotą „Tu”. Można by przejść obojętnie koło prostego, dwuliterowego „Tu”, które zmieściło się w ledwie jednej salce. Ale nie warto, bo cykl Domagalskiego to jeden z najciekawszych, wyrafinowanych i bezpretensjonalnych projektów dyplomowych tego roku, teraz przeniesiony z murów akademii w niezależną przestrzeń.
Trzon "Tu" to kilka grafik. Na pierwszy rzut oka mogą przypomnieć ukłon w stronę rosyjskiego konstruktywizmu - tworzą je sylwetki prostych oszczędnych figur geometrycznych na szarym tle. Prace utrzymane są w podobnej tonacji, mają mocny rytm, każda kolejna grafika wydaje się wariantem poprzedniej. Ale prawdziwy wic ujawnia się dopiero, kiedy przyjrzeć się ich strukturze - przełamane prostokąty, nieregularne ośmioboki to fragmenty zdjęć nieba. Zostały one wycięte, ograniczone szarą płaszczyzną, dlatego z daleka wydają się niczym innym jak zestawem figur.(...) Trakcje kolejowe, słupy, rachityczne drzewa, których fragmenty odnajdziemy w "Tu" - to niby znaki konkretnych miejsc. Ale na pełnych smug i przesunięć snapshotach wyglądają podobnie, niezależnie czy pochodzą spod Żyrardowa, czy zza Widzewa. Bo miejsce, tak jak widzi je Domagalski, nie ma swoich podstawowych właściwości - nie jest konkretne, namacalne, bliskie. To, co konkretyzuje parce z cyklu "Tu", to nie przedstawienie, ale zabieg formalny - nałożenie na bardzo podobne zdjęcia płaskiego pola. To szare tło, precyzyjnie nakładane, gra w "Tu" pierwsze skrzypce. - Okrojenie przestrzeni ze swojego kontekstu daje możliwość opowieści o podróży, rytmie i symetrii -  monotonii pejzażu PKP. Do tych wszystkich fajerwerków artysta dołożył jeszcze jeden - prostą białą ramkę wokół każdej z prac, która przypomina trochę margines samodzielnie wywołanych zdjęć.
Kombinacji wokół kategorii miejsca jest w "Tu" więcej. Cykl grafik dopełnia autorska książka, stanowiąca w zasadzie zestaw bardzo abstrakcyjnych miniprac graficznych. To już prawdziwa teoretyczna jazda po bandzie - na książkę złożyły się cytaty z antropologicznych rozpraw o kategorii przestrzeni i miejsca. Czujny widz wytropi w nich pewnie myśli tuzów współczesnej humanistyki w rodzaju Yi-Fu Tuana czy Zygmunta Baumana, inni zobaczą zabawnie i celnie zilustrowane frazesy. "Każde drzewo, każda palma, dziura i szczelina ma znaczenie" - czytamy na jednej z kart. Domagalski dodaje do tego cytatu własny komentarz: "Każda plama ma znaczenie", i rozbryzguje farbę na kolejnych stronach. Antropologiczna nowomowa jest bezradna wobec działalności artysty.
Tym co wyróżnia "Tu", jest również przestrzeń, w której pokazano ten projekt. Pomieszczenie w krakowskiej kamienicy tuż przy Rynku jeszcze do niedawna stało puste, teraz - zgodnie z popularnym trendem tworzenia czasowych galerii - pojawił się w nim sklep z plakatami i wystawa Domagalskiego. Dzięki "Tu" wnętrze zostało udostępnione widzom i mieszkańcom. Za chwilę zniknie i znów stanie się bezosobową pustą przestrzenią. I jak tu wierzyć w stare antropologiczne porządki? 

Jakub Demiańczuk 
* * * * * 
Kultura, dodatek do Dziennika Gazety Prawnej, 9 lipca 2010


Miasto i podróż. Tu - cykl grafik autorstwa Wojciecha Domagalskiego. Realizacja oddająca charakter obserwacji przestrzeni miejskiej w najbardziej podstawowych aspektach. Przestrzeń jako punkt czy wycinek determinujący większą całość. Fragment zamknięty w geometryczny kształt. Najprostsza forma, oczyszczona - sprowadzona do pierwszych wartości, które w zestawieniu tworzą bardzo konsekwentnie realizowany kod. Postrzeganie zawarte w symbolach i fragmentach rozłożonych, a następnie charakterystycznie poukładanych. Zabiegi te mają na celu stworzenie nowej wartości, ale i zwiększenie natężenia na elementach pierwotnie mało dostępnych w pejzażu miejskim.
Główny wątek grafik Wojciecha Domagalskiego to wycinki i różne przedstawienia nieba. Jednakże nie jest to przedstawienie typowe. Niebo ukazane zostało z wykorzystaniem plastycznego zaprzeczenia. Stworzone przez „odjęcie”. Początkowo autor pochwytuje tkankę miejską za pomocą fotografii. Następnie wskutek przetworzeń i przekształceń odejmuje z niej architekturę. Paradoksalnie, mimo, że już nieobecna , jej charakter nadal wyczuwalny jest w pracach. To pierwszy etap graficznego procesu. Artysta wybrane fragmenty drukuje cyfrowo. Posiadają one już zabarwienie nowej wartości. Ciemne i bardzo czyste, są formami minimalnymi. To co dzieje się w nich, delikatne cienie, czy miejscowe przejaśnienia, przedstawia osobistą przestrzeń samego autora. Kolejnym etapem procesu jest nałożenie płaszczyzn waloru za pomocą serigrafii. Powierzchnie okalają fragmenty uzyskanego wcześniej pejzażu. Jest to moment dopełniający opowieść. Nałożenie szarej apli na niebo znacznie zmienia jego charakter, w swój własny sposób nadaje kolejną wartość przestrzeni wewnętrznej. Jednocześnie prace zestawione w ekspozycje tworzą relację pokazując czas, zawierają w sobie rytm i dynamikę obserwacji podczas podróży.Opowieść ta obrazuje kontrast między „realnym” światem a dwuwymiarową płaszczyzną pracy graficznej.
Grafiki Wojciecha Domagalskiego mimo uproszczenia i znaczącej syntezy, są nośnikiem bardzo bogatych i subtelnych wartości. Do ich zrozumienia potrzebna jest cisza i czas - znamiona procesu, którego istotę musi wyczuć sam odbiorca.

Barbara Siwek
Aspiracje, Lato 2010


Prace Wojtka Domagalskiego urzekają kolorem i pozorną prostotą myślenia. Kolor płaski, kładziony na powierzchni obrazu jest gładki bądź fakturowy, buduje swoistą przestrzeń- jest to przestrzeń umowna, nie ma nic wspólnego z iluzją, głębią. Zderzenie płaskich i zróżnicowanych fakturowo powierzchni daje w efekcie wrażenie jedności dokonującej się w ramach danego formatu. 
Przyjęta konwencja operowania skrótami myślowymi zamiast opisywania przedmiotu i rzeczywistości tworzy klarowny komunikat. W ten sposób umysł odbiorcy prowadzi subtelną grę pomiędzy obrazem rzeczywistości a jej malarskim ekwiwalentem.
Prace uniezależnione od przedmiotu oraz trójwymiarowej rzeczywistości są swoistymi etiudami na dany temat. 
Przez autonomiczność wypowiedzi, umowność i skrótowość myślową mają odniesienia do struktur muzycznych. Każda praca jest swoistym, indywidualnym i niepowtarzalnym bytem, jest niepowtarzalna w formie i treści. Umowność przedstawianej rzeczywistości, prostota wypowiedzi skrywa złożoną i w pełni dojrzałą strukturę formalną, która urzeka niepowtarzalną nastrojowością. 

Mariusz Korczak
Domagalski | Malarstwo
10 - 25.02.2006
Galeria Nowa, ul. R. Traugutta 18, Łódź


Galeria Nowa prezentuje eksplozję koloru 

Jego pesel zaczyna się od numeru 84, co nie przeszkadza mieć już kilku osiągnięć na koncie. Wojtek Domagalski zwyciężył w międzynarodowym konkursie organizowanym przez Tasaki Univeresity of Art w kategorii martwa natura, miał indywidualną wystawę w Studiu Działań Twórczych w Muzeum Sztuki i zaprojektował kalendarz “Łódź 2005” wydany przez Urząd Miasta Łodzi. Studiuje na I roku warszawskiej ASP. W Galerii Nowej w ŁDK zaprezentował ponad 40 obrazów olejnych. 
- Jesteśmy otwarci na młodych zdolnych ludzi. W przyszłości chcemy prezentować prace absolwentów ASP - mówi Zyta Solarska z Galerii Nowej. - Kiedy zobaczyłam prace Wojtka, uznałam, że są warte pokazania.
Domagalski maluje banalną rzeczywistość: domek z ogródkiem, kamienice i ulice Łodzi, las, park i łodzie w porcie. 
Jest nawet obraz przedstawiający przysłowiowe jelenie na rykowisku, ale daleki od banału nad kominek. Wszystkie prace są dekoracyjne, barwne i przyjemne dla oka. Pejzaże - również miejskie - zdradzają wiele godzin spędzonych nad albumami Jerzego Nowosielskiego. Wystawa, choć pierwszoroczna, wcale nie musi przypominać szkolnej wprawki. 

Małgorzata Ludwisiak
Gazeta Wyborcza Łódź, 9 lutego 2006


Pozdrowienia z Łodzi 

Powszechnie wiadomo, że nie mamy gór, szczytów i dolin, morza, plaży i mew, ani nawet Wawelu. Łódź bez rzeki. Turyści, a i my mamy więc problem, co zobaczyć, zapamiętać, co wywołać z pamięci, jeśli przyszłoby wspominać Łódź. Fabrykę? Ale którą? Pałac Poznańskiego? Który i którego, gdyż nie jest pewne, kto miał strojniejszą siedzibę, Karol, Izrael, może Maurycy? Pomnik? A mało to charakterystycznych Kościuszków w Polsce? Choćby na rynku w miejscowości Ujazd... Może Piotrkowską? Całą czy tylko fragmenty. Całej pokazać się nie da, fragmenty zaś bywają nieprzekonujące, na sąsiednich ulicach domy bywają naprawdę ładniejsze. Tak więc mamy kłopot. Jaki obrazek wpleść między kompozycję z termometru i muszelek z napisem “Pozdrowienia z Łodzi”. Pewnym, o ile nie najlepszym wyjściem jest przygotowanie specjalnych wydawnictw w formie ilustrowanych przewodników czy wręcz albumów z “ładnymi” zdjęciami. 
Lub kalendarza.
I do tego właśnie zmierzałem. 
Urząd Miasta Łodzi wydał, na rok 2005, kalendarz zaprojektowany przez młodego malarza - jeszcze przed profesjonalnymi studiami - Wojciecha Domagalskiego. Dwanaście miesięcy, dwanaście reprodukcji obrazów. Wystawienie prac w takiej formie to dla młodego malarza nie lada wydarzenie. Taka gigantyczna wystawa porównywalna tylko z występem w telewizji lub pojawieniem się na ulicznej, olbrzymiej tablicy reklamowej. Kalendarz jednak ma nad nimi przewagę. Obraz w telewizji znika po kilku sekundach, rzecz na tablicy po miesiącu, kalendarz natomiast żyje cały rok, a jeśli ładny to i dłużej. A ten jest ładny. 
Obrazy przyciągają wzrok. Widoki miasta są przedstawione nie w sposób fotograficzny, a bardziej aluzyjny, trochę zmyślony i nietrzymający się kurczowo rzeczywistości. Proporcje budynków, wielkość okien, długość ulic, kolor nieba, elewacji nie zawsze są takie, jak naprawdę. Poznaje się je jednak. W styczniu widzimy ulicę Wróblewskiego z kominami elektrociepłowni. Synagogę przy ulicy Rewolucji 1905 roku w lutym. Zdecydowanie najlepszy widok z ulicy Legionów na Kościuszkę na cokole i dom przy ulicy Zachodniej, skrzyżowanie torów i przewodów trakcji elektrycznej - tramwajowej - w marcu. Wieżowce naszego Manhattanu w kwietniu, jeśli wierzyć malarzowi niebo będzie wtedy zmienne. 
Kolorowe, w nieregularne prostokąty ze słońcem (lub księżycem). W maju widzimy Białą Fabrykę, staw, dwie wieże kościelne i jakieś dziwne drzewo, którego naprawdę nie ma. W czerwcu panoramę jagodowej kamienicy na skrzyżowaniu Sienkiewicza i Przejazd (obecnie Tuwima), w której przed wojną mieszkała rodzina Brandysów z braćmi Kazimierzem i Marianem, wtedy jeszcze nie pisarzami, a po wojnie mieścił się sklep firmy z nazwą na literę T. Jeśli zaufać malarzowi i barwie czerwca to miesiąc ten będzie ciepły, wręcz upalny. Lipiec jeszcze bardziej, wręcz rozżarzony. Mury fabryki, której nie poznaję, są w kolorze ognia. Odbija się on nawet w zieleni topoli. W sierpniu ciąg dalszy przepięknej pogody, w żółcieniach przypominających, przywołujących jesień - co zobaczył malarz z okien hotelu Centrum, malując cerkiew, park i ten horyzont z wieżowcem gazowni. 
Wrześniowa brama do imperium Poznańskiego rozchwiana. Stoi się przed nią, wśród murów z widokiem na ulicę, na pożółkły krajobraz miasta całego w tej żółci rozpuszczonego. 
W październiku nastrój uspokoi się, niebo ucichnie, ulice trochę zszarzeją. Miejscem, w którym rozpocznie się październik jest Księży Młyn, okolice odrestaurowanego budynku Straży Pożarnej. Przeczucie listopada mnie trochę zdziwiło. Zamiast szarości, spleenów, deszczy i mgieł, malarz ujrzał prawie wiosenne miasto widziane z podcieni ulicy Nowomiejskiej, choć może to portret nocy rozświetlonej blaskiem wystawy? Albo poświata, łuna od świateł ulicznych, akurat wszystkie mogły zabłysnąć na czerwono... 
Grudzień będzie seledynowy. Na wieżowcu obok Centralu zawiśnie seledynowa choinka. Niebo będzie seledynowe. Budynki seledynowe, samochody na parkingu seledynowe, znaki drogowe takież i lampki zawieszone nad Piotrkowską dla ozdoby. Jedna będzie inna. 

Maciej Cholewiński
Kalejdoskop nr 2/2005